Na wstępie trzeba zaznaczyć, że test nie będzie długi. Głośników bowiem nie uda nam się podłączyć do konsoli, ani dvd. Czyli dwa sprzęty odpadają na samym początku. Niemniej jednak, urządzenie ma za to inne ciekawe rozwiązania, o których zaraz wspomnę.
Kiedy wracałem z redakcji z nowymi głośnikami Parrot DS1120, to przyznam się szczerze, że troszeczkę się zmęczyłem. Niestety waga tych cacek nie jest mała, gdyż wynosi 950 g na każdy głośnik. Razem daje nam to prawie 2 kg, a dodatkowo dochodzi jeszcze niewygodne opakowanie.
Niemniej jednak, wytłumaczyć ten ciężar można tym, że głośniki wykonane są z czystego, bardzo stylowego metalu. Matowa czerń jest delikatnym przejawem kunsztu projektanta. Podkreśla go również przykrycie głośnika siateczką, która trzyma się na magnes. Nie ma zatem mowy o specjalnych naczepach, które z biegiem lat się psują. Po prawej stronie każdy z głośników ma elegancką dotykową regulację głośności oraz klawisz Bluetooth, o którym za chwilę. Diody w opisanych urządzeniach palą się na kolor ciemnoniebieski, co doskonale współgra z czarną kolorystyką obudowy.
Na oddzielny akapit zasługuje kształt, on też tutaj jest bardzo ciekawy. Głośniki bowiem przypominają turbinę. Prócz tego, mają pod sobą dwie nóżki podpierające. Przyznam się, że z początku mi się to średnio podobało, ale potem, jak już ustawiłem je na biurku, to zobaczyłem, że bardzo ładnie wkomponowują się w otoczenie.
Wspominałem już wcześniej o klawiszu Buletooth. Nie jest on bez powodu umieszczony w głośnikach. To właśnie dzięki niemu usłyszymy ścieżkę dźwiękową. Głośniki bowiem odbierają dźwięk za pomocą tejże właśnie technologii bezprzewodowej. Jest to z jednej strony dobre, bo jeden głośnik może stać w jednym rogu pokoju, gdy drugi w drugim bez konieczności okablowania pomieszczenia. Sprawa jednak wygląda tak, że w praktyce wpierw trzeba sporo się namęczyć, aby to wszystko zaczęło działać.
Aby skonfigurować urządzenie, musimy wpierw wgrać specjalny program, który otrzymujemy na płycie. Sam program również nie należy do prostych w obsłudze. Są momenty kiedy nie zawsze chce działać... Producent szumnie zapowiadał, że dzięki zastosowaniu takiej technologii możemy puszczać muzykę z różnych sprzętów, m.in. z telefonu komórkowego. Niestety, w praktyce wygląda to gorzej, gdyż nie raz zdarzyło mi się, że system nie wykrył drugiego urządzenia albo pojawiła się jakaś niezgodność trudna do wytłumaczenia ludzkim językiem. Wtedy trzeba reinstalować całe oprogramowanie, co jest „nieco” frustrujące.
Mankamentem jest również regulacja głośności dostępna głównie za pomocą samego urządzenia. Jeśli będziemy grzebać w ustawieniach samej aplikacji, to dźwięk będzie trzeszczał niemiłosiernie. Niemniej jednak gdy będziemy tylko sterowali natężaniem głośności za pomocą wbudowanych przycisków, to dźwięk będzie naprawdę najwyższej jakości. Słychać, to przede wszystkim w filmach gdzie można poczuć się jak w kinie
Każdy z głośników zasilany jest oddzielnym kablem, dzięki czemu można je bez problemu umieścić po dwóch stronach pomieszczenia. Wszystko pięknie, ale jak ktoś ma kontakt tylko z jednej strony? Niestety wtedy przeniesienie drugiej kolumny staje się problematyczne, gdyż kable od zasilaczy są naprawdę bardzo krótkie. Nie każdy ma też w domu kontakty na każdej ścianie... Dla tego prośba do producenta, aby na przyszłość kable były znacznie dłuższe, a nie jedno metrowe.
Oceny
Wygląd: 4/5
Wykonanie: 4/5
Obraz: /5
Dźwięk: 4.5/5
Funkcje: 4/5
Instrukcja: 3/5
Stosunek ceny do jakości: 3/5
Ogólnie: 4/5
Plusy:
- dźwięk
- wykonanie
Minusy:
- krótkie kable
- waga
- problemy z programem
- instrukcja w języku angielskim
Podsumowanie:
Głośniki Parrot DS1120, to dobry sprzęt. Mają swoje wady, ale mają też zalety. Czy warto je w takim razie kupić? W sumie jest to ciężkie pytanie, ale chyba będę skłaniał się ku odpowiedzi negatywnej. Patrząc bowiem na ich cenę, to wolałbym dołożyć trochę pieniędzy i kupić coś lepszego.
Dawid N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz