sobota, 15 listopada 2008

Przenosiny!

W dni dzisiejszym powinien pojawić się system strony. Oznacza to, że czeka nas wielkie przenoszenie tekstów. Przypominam, że jest ich ponad 400 więc dużo pracy jest przed nami. Redaktorów zapraszam na nasze forum redakcyjne. Tam znajdziecie wszystkie informacje odnoszące się do przenosin.

czwartek, 13 listopada 2008

Wielkimi krokami? Jeśli już to milowymi skokami

Wygląd strony został ukończony. W przeciągu dwóch dni pojawi się pierwsza część systemu. Następnie teksty będą wkładane do niego. Podczas tego procesu zostaną dodane wszystkie opcje, które ma zawierać www.StacjaKultura.pl. Potem podpinamy wygląd i stratujemy. Bądźcie więc z nami!

poniedziałek, 10 listopada 2008

Bieguni - recenzja


Pisarka, wielokrotnie nominowana ,a tym razem również nagrodzona prestiżową nagrodą NIKE za powieść, uważam za doskonałą, i choć po przeczytaniu zostawiającą czytelnika z pewnego rodzaju niedosytem, potrzebną. „Bieguni” to powieść … no właśnie, czy tak naprawdę jest to powieść? Swoją formą przypomina raczej wcześniejsze dzieło autorki „Dom dzienny, dom nocny”, ponieważ jest zbiorem opowiadań, dla których wspólnym tematem jest podróż. Każde z nich jest inną historią , jedne opowiadają o smutnych, przejmujących przeżyciach, inne przybierają charakter thrilleru, a jeszcze inne są świetną opowieścią psychologiczną.

Autorka, daje nam swego rodzaju wskazówki, w jaki sposób tę powieść zrozumieć ,i wprowadza motyw pewnego rodzaju myślicieli, filozofów, którzy wygłaszają swoje mowy, których może wysłuchać każdy przechodzący przez poczekalnię na lotnisku. Myśl główna i przewodnia wybijające się z tych wykładów, to nic innego jak stwierdzenie, że pozostawanie w bezruchu jest niedobre, szkodliwe. Tokarczuk ostrzega nas niejako przed marazmem, zatraceniem się w przywiązaniu do rzeczy czy miejsc. To przywiązanie powoduje, że nasze poglądy, widzenie świata kostnieją i stają się nijakie, a jedyną rzeczą jakiej tylko potrzebujemy to święty spokój i akceptacja ze strony otoczenia. Czy właśnie nie jest tu mowa o każdym z nas? O przeciętnym mieszkańcu zabieganego miasta?

Narratorka, która jest tu świetną obserwatorką, wspaniale ukazuje nam ludzkie uczucia, przeżycia, które czytelnik doskonale zna z własnego życia i, które przez to są dla nas tak zrozumiałe.

Czy jest więc dla nas jakiś ratunek? Ależ tak - właśnie to „życie w ciągłym ruchu”, zmiana naszej codzienności, naszych rutynowych zachowań, słów - schematycznego życia, ot co. Z tej powieści niejako wyrywa się krzyk: „Żyj człowieku, żyj!”
Uważam, że przeczytanie tej książki daje nam pretekst, by pomyśleć nad swoim życiem, nad bezsensowną gonitwą, która nigdzie nas nie prowadzi, a jedynie uzmysławia nam, że mimo wkładanego wysiłku wciąż tkwimy w miejscu, niczym sportowiec na elektrycznej bieżni.

czwartek, 6 listopada 2008

Już wiemy, co z nami będzie!

Mamy już redakcje, a w niej prawdziwych, a zarazem kompetentnych redaktorów. Zostały też wydrukowane plakaty oraz kupione domeny stacjakultura.pl, stacjakultura.eu, stacja-kultura.pl, stacja-kultura.eu, stacja-kultura.com i najważniejsze, mamy już wygląd strony. Obecnie wprowadzane są do niego ostatnie poprawki, a we wtorek rusza stawianie naszego innowacyjnego systemu. To właśnie do niego włożymy ponad 400 tekstów. Czekajcie więc, bo już niedługo start www.StacjaKultura.pl!

sobota, 1 listopada 2008

Znaleźliśmy się na zakręcie...

Jak widać na załączonym obrazku nadal nie ma prawdziwej strony, tylko blog. Niestety spowodowane jest to wszystko tym, że w pocie czoła walczymy nad jak najbardziej nowoczesnym, przejrzystym, a zarazem unikatowym wyglądem strony. Mamy nadzieje, że na dniach zostanie on ukończony i będziemy mogli przenieść ponad 400 tekstów. Następnie nastąpi start www.StacjaKultura.pl. Bądźcie więc cierpliwi.

Everett

Takie historie, jak ta pokazana w filmie Parallel worlds, parallel lives przyciągają tym, że są jednocześnie niesłychane i pospolite. Niesłychane dlatego, że splot wydarzeń jest zupełnie niecodzienny, wszystko wiąże się w jakiś fantastyczny schemat, przez co nie dajemy tym historiom wiary. Wydają się one jednocześnie pospolite z tego powodu, że pomimo swojej cudowności zdają się nie mieć większego wpływu na losy świata. Jedno i drugie sprawia, że zwracają naszą uwagę.
Ale może zacznijmy od początku, a chronologicznie właściwie od końca...
Mark Everett jest znanym amerykańskim muzykiem, liderem grupy Eels, znanej również w Polsce, głównie dlatego, że jej utwory znalazły się na ścieżkach dźwiękowych do wszystkich części Shreka. Styl grupy ewoluował na przestrzeni lat, jednak ich muzykę można najkrócej określić jako amerykański indie pop-rock.
Bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym, elementem muzyki tego zespołu są teksty. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie drugiego albumu, Electro-Shock Blues. Everett dzieli się na niej ze słuchaczami swoimi przeżyciami związanymi ze smutnymi, czy nawet tragicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w jego życiu, w okresie poprzedzającym wydanie tej płyty. W krótkim czasie stracił kilku przyjaciół, siostrę i matkę, pozostając jedynym żywym członkiem swojej rodziny. Płyta jest mroczna, i w pewnym stopniu nawiązuje do stylu rockowego. Terapeutyczna wartość tej płyty była nieoceniona dla Marka, dzisiaj niemal zgodnie, album ten uznawany jest za szczytowe osiągnięcie zespołu. Co ciekawe, powtarza się w tym wypadku schemat, który pojawił się w... Trenach Jana Kochanowskiego, mianowicie kolejne utwory można pogrupować w fazy wyrażające zmiany stanów psychicznych autora, w związku z traumatycznymi przeżyciami. Są to kolejno: załamanie, gniew, rozliczanie się z przeszłością, depresja, pogodzenie się z losem. Jak już wcześniej pisałem, jest to płyta wyjątkowa w dorobku Eels, nie opowiada jednak całej historii Everetta, a to dlatego, że on sam jej wówczas nie znał.
Brakującym ogniwem jest historia ojca. Mark, nie znał swojego taty, nie wiedział czym się zajmował, chociaż mieszkali razem, wspólnie jedli posiłki, obchodzili święta. W kilkanaście lat po jego śmierci, Mark dowiedział się, że jego ojciec był... niedocenionym geniuszem fizyki. Zapewne słyszeliście o teorii wielu światów, która przeniknęła do literatury science fiction, będąc zarazem dość poważną interpretacją mechaniki kwantowej.
Nie było tak jednak od samego początku - Hugh Everett musiał bowiem zmagać się ze skostniałym akademickim środowiskiem, a jego praca została ostatecznie uznana za zbyt fantastyczną, i trafiła na cmentarz idei, czyli do uniwersyteckiego archiwum. Częściowo wydaje się to zrozumiałe. Po kilku przewrotach w fizyce, które dokonały się na przestrzeni pięćdziesięciu lat do roku 1957 (data rozprawy doktorskiej Everetta i pierwszej prezentacji jego teorii) wydawało się, że uspokojenie w tej nauce jest potrzebne. W powyższej historii nie ma zatem nic dziwnego, gdyż tego typu przypadków było więcej. Jednak całość losów klanu Everettów, w jakimś sensie zdaje się niepokoić.
Ojciec Marka, po doznanym niepowodzeniu, zrezygnował z dalszej pracy naukowej i dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zyskał uznanie. Hugh Everett umarł w roku 1982, w wieku 51 lat.
Na swoisty paradoks zakrawa fakt, że autor koncepcji wielu światów, żył w swoim własnym świecie, odseparowany mentalnie od swojej rodziny. W filmie, produkcji szkockiego oddziału BBC, uhonorowanym nagrodą BAFTA, dowiadujemy się, w jaki sposób Mark w końcu poznał i zrozumiał swojego ojca. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie scena, kiedy młody Everett słucha taśm nagranych przez swojego ojca. Polecam sprawdzić.
Dość banalne wnioski, do których doszedłem po obejrzeniu tego filmu, można zawrzeć w haśle reklamującym film American Beauty (nie ma przypadków - jednym z utworów, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej do tego filmu jest Cancer for the Cure Eelsów) –„look closer”. Może w Twoim najbliższym otoczeniu są ludzie, którzy patrzą na świat w całkowicie niecodzienny sposób i zasługują na to, by ktoś w końcu to dostrzegł?

Pierwsza część godzinnego dokumentu