Pisarka, wielokrotnie nominowana ,a tym razem również nagrodzona prestiżową nagrodą NIKE za powieść, uważam za doskonałą, i choć po przeczytaniu zostawiającą czytelnika z pewnego rodzaju niedosytem, potrzebną. „Bieguni” to powieść … no właśnie, czy tak naprawdę jest to powieść? Swoją formą przypomina raczej wcześniejsze dzieło autorki „Dom dzienny, dom nocny”, ponieważ jest zbiorem opowiadań, dla których wspólnym tematem jest podróż. Każde z nich jest inną historią , jedne opowiadają o smutnych, przejmujących przeżyciach, inne przybierają charakter thrilleru, a jeszcze inne są świetną opowieścią psychologiczną.
Autorka, daje nam swego rodzaju wskazówki, w jaki sposób tę powieść zrozumieć ,i wprowadza motyw pewnego rodzaju myślicieli, filozofów, którzy wygłaszają swoje mowy, których może wysłuchać każdy przechodzący przez poczekalnię na lotnisku. Myśl główna i przewodnia wybijające się z tych wykładów, to nic innego jak stwierdzenie, że pozostawanie w bezruchu jest niedobre, szkodliwe. Tokarczuk ostrzega nas niejako przed marazmem, zatraceniem się w przywiązaniu do rzeczy czy miejsc. To przywiązanie powoduje, że nasze poglądy, widzenie świata kostnieją i stają się nijakie, a jedyną rzeczą jakiej tylko potrzebujemy to święty spokój i akceptacja ze strony otoczenia. Czy właśnie nie jest tu mowa o każdym z nas? O przeciętnym mieszkańcu zabieganego miasta?
Narratorka, która jest tu świetną obserwatorką, wspaniale ukazuje nam ludzkie uczucia, przeżycia, które czytelnik doskonale zna z własnego życia i, które przez to są dla nas tak zrozumiałe.
Czy jest więc dla nas jakiś ratunek? Ależ tak - właśnie to „życie w ciągłym ruchu”, zmiana naszej codzienności, naszych rutynowych zachowań, słów - schematycznego życia, ot co. Z tej powieści niejako wyrywa się krzyk: „Żyj człowieku, żyj!”
Uważam, że przeczytanie tej książki daje nam pretekst, by pomyśleć nad swoim życiem, nad bezsensowną gonitwą, która nigdzie nas nie prowadzi, a jedynie uzmysławia nam, że mimo wkładanego wysiłku wciąż tkwimy w miejscu, niczym sportowiec na elektrycznej bieżni.
Autorka, daje nam swego rodzaju wskazówki, w jaki sposób tę powieść zrozumieć ,i wprowadza motyw pewnego rodzaju myślicieli, filozofów, którzy wygłaszają swoje mowy, których może wysłuchać każdy przechodzący przez poczekalnię na lotnisku. Myśl główna i przewodnia wybijające się z tych wykładów, to nic innego jak stwierdzenie, że pozostawanie w bezruchu jest niedobre, szkodliwe. Tokarczuk ostrzega nas niejako przed marazmem, zatraceniem się w przywiązaniu do rzeczy czy miejsc. To przywiązanie powoduje, że nasze poglądy, widzenie świata kostnieją i stają się nijakie, a jedyną rzeczą jakiej tylko potrzebujemy to święty spokój i akceptacja ze strony otoczenia. Czy właśnie nie jest tu mowa o każdym z nas? O przeciętnym mieszkańcu zabieganego miasta?
Narratorka, która jest tu świetną obserwatorką, wspaniale ukazuje nam ludzkie uczucia, przeżycia, które czytelnik doskonale zna z własnego życia i, które przez to są dla nas tak zrozumiałe.
Czy jest więc dla nas jakiś ratunek? Ależ tak - właśnie to „życie w ciągłym ruchu”, zmiana naszej codzienności, naszych rutynowych zachowań, słów - schematycznego życia, ot co. Z tej powieści niejako wyrywa się krzyk: „Żyj człowieku, żyj!”
Uważam, że przeczytanie tej książki daje nam pretekst, by pomyśleć nad swoim życiem, nad bezsensowną gonitwą, która nigdzie nas nie prowadzi, a jedynie uzmysławia nam, że mimo wkładanego wysiłku wciąż tkwimy w miejscu, niczym sportowiec na elektrycznej bieżni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz