sobota, 1 listopada 2008

Everett

Takie historie, jak ta pokazana w filmie Parallel worlds, parallel lives przyciągają tym, że są jednocześnie niesłychane i pospolite. Niesłychane dlatego, że splot wydarzeń jest zupełnie niecodzienny, wszystko wiąże się w jakiś fantastyczny schemat, przez co nie dajemy tym historiom wiary. Wydają się one jednocześnie pospolite z tego powodu, że pomimo swojej cudowności zdają się nie mieć większego wpływu na losy świata. Jedno i drugie sprawia, że zwracają naszą uwagę.
Ale może zacznijmy od początku, a chronologicznie właściwie od końca...
Mark Everett jest znanym amerykańskim muzykiem, liderem grupy Eels, znanej również w Polsce, głównie dlatego, że jej utwory znalazły się na ścieżkach dźwiękowych do wszystkich części Shreka. Styl grupy ewoluował na przestrzeni lat, jednak ich muzykę można najkrócej określić jako amerykański indie pop-rock.
Bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym, elementem muzyki tego zespołu są teksty. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie drugiego albumu, Electro-Shock Blues. Everett dzieli się na niej ze słuchaczami swoimi przeżyciami związanymi ze smutnymi, czy nawet tragicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w jego życiu, w okresie poprzedzającym wydanie tej płyty. W krótkim czasie stracił kilku przyjaciół, siostrę i matkę, pozostając jedynym żywym członkiem swojej rodziny. Płyta jest mroczna, i w pewnym stopniu nawiązuje do stylu rockowego. Terapeutyczna wartość tej płyty była nieoceniona dla Marka, dzisiaj niemal zgodnie, album ten uznawany jest za szczytowe osiągnięcie zespołu. Co ciekawe, powtarza się w tym wypadku schemat, który pojawił się w... Trenach Jana Kochanowskiego, mianowicie kolejne utwory można pogrupować w fazy wyrażające zmiany stanów psychicznych autora, w związku z traumatycznymi przeżyciami. Są to kolejno: załamanie, gniew, rozliczanie się z przeszłością, depresja, pogodzenie się z losem. Jak już wcześniej pisałem, jest to płyta wyjątkowa w dorobku Eels, nie opowiada jednak całej historii Everetta, a to dlatego, że on sam jej wówczas nie znał.
Brakującym ogniwem jest historia ojca. Mark, nie znał swojego taty, nie wiedział czym się zajmował, chociaż mieszkali razem, wspólnie jedli posiłki, obchodzili święta. W kilkanaście lat po jego śmierci, Mark dowiedział się, że jego ojciec był... niedocenionym geniuszem fizyki. Zapewne słyszeliście o teorii wielu światów, która przeniknęła do literatury science fiction, będąc zarazem dość poważną interpretacją mechaniki kwantowej.
Nie było tak jednak od samego początku - Hugh Everett musiał bowiem zmagać się ze skostniałym akademickim środowiskiem, a jego praca została ostatecznie uznana za zbyt fantastyczną, i trafiła na cmentarz idei, czyli do uniwersyteckiego archiwum. Częściowo wydaje się to zrozumiałe. Po kilku przewrotach w fizyce, które dokonały się na przestrzeni pięćdziesięciu lat do roku 1957 (data rozprawy doktorskiej Everetta i pierwszej prezentacji jego teorii) wydawało się, że uspokojenie w tej nauce jest potrzebne. W powyższej historii nie ma zatem nic dziwnego, gdyż tego typu przypadków było więcej. Jednak całość losów klanu Everettów, w jakimś sensie zdaje się niepokoić.
Ojciec Marka, po doznanym niepowodzeniu, zrezygnował z dalszej pracy naukowej i dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zyskał uznanie. Hugh Everett umarł w roku 1982, w wieku 51 lat.
Na swoisty paradoks zakrawa fakt, że autor koncepcji wielu światów, żył w swoim własnym świecie, odseparowany mentalnie od swojej rodziny. W filmie, produkcji szkockiego oddziału BBC, uhonorowanym nagrodą BAFTA, dowiadujemy się, w jaki sposób Mark w końcu poznał i zrozumiał swojego ojca. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie scena, kiedy młody Everett słucha taśm nagranych przez swojego ojca. Polecam sprawdzić.
Dość banalne wnioski, do których doszedłem po obejrzeniu tego filmu, można zawrzeć w haśle reklamującym film American Beauty (nie ma przypadków - jednym z utworów, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej do tego filmu jest Cancer for the Cure Eelsów) –„look closer”. Może w Twoim najbliższym otoczeniu są ludzie, którzy patrzą na świat w całkowicie niecodzienny sposób i zasługują na to, by ktoś w końcu to dostrzegł?

Pierwsza część godzinnego dokumentu

Brak komentarzy: